To była druga doba po porodzie. Pod dość burzliwych „przygodach”, jakie bliżej opisałam w tym poście, zostałam przeniesiona wreszcie na normalną salę oddziału patologii ciąży (niezmiennie uważam, że to dramatycznie dołująca nazwa!).
Na sali, do której mnie przydzielono leżały już dwie kobiety, rodziłyśmy w odstępach jednego do dwóch dni. Mój stan, zdolność poruszania się i ilość sił pozostawiały, mówiąc delikatnie, dużo do życzenia. Lekarze oraz położne uspokajały mnie, że to wina komplikacji ciążowych, przyjmowanych leków w czasie ciąży i włączenia nowych tuż po porodzie. Według ich zaleceń powinnam powoli dochodzić do siebie i obserwować reakcje na leczenie.
A ja tak strasznie zazdrościłam jednej z kobiet, z którą dzieliłam salę. Zazdrościłam jej naturalnego porodu, siły, determinacji i systematyczności, z jaką odciągała w pierwsze dni po porodzie pokarm dla swojej córki. Momentami ta determinacja nawet mnie irytowała, mówiąc całkowicie szczerze, bo sprawiała ona, że moja współlokatorka dokładnie co 3 godziny budziła się by rozpocząć prace z laktatorem. Znaczy budził ją budzik, a następnie pozwało nie zasnąć zapalone światło. ;)
Moje szczęście było takie, że te trzy godziny mijały dokładnie wtedy gdy ja świeżo co zdołałam zasnąć – bo się ułożyłam, bo zaczęły działać leki, bo coraz lepiej mi się oddychało. I choć te pobudki nie były moimi wymarzonymi pomysłami na spędzenie nocy to jednak nie przyszło mi do głowy mieć do tej kobiety pretensji. W końcu jesteśmy w szpitalu i mamy tu inne priorytety wyznaczane przez czekające na nas maluchy kilkanaście metrów dalej. To był dla mnie właśnie te. moment, w którym po raz pierwszy doświadczyłam uczucia „a dlaczego ja nie mogę być taką mamą”. Po raz pierwszy też usłyszałam słowa krytyki w sytuacji, w której wydawało mi się, że nie ma niczego, co można by skrytykować.
Druga z pań była zaskoczona, przerażona i momentami nawet oburzona tym, jakie jest podejście owej sumiennej mamy do macierzyństwa: „Będziesz karmić przy starszej córce? Nie, ja sobie tego nie wyobrażam, jeszcze zacznie chcieć powrotu do piersi!”, „Siedzisz z córką od dwóch lat w domu?! Obłęd, chyba bym oszalała, jak tak dajesz radę?!”
A ja też chciałam móc tak sumiennie pracować z laktatorem, chciałam by on ze mną współpracował, by przyjmowane przeze mnie leki nie hamowały jednocześnie laktacji, a wypijane herbaty i inne wspomagacze miały zrekompensować to, co ta codzienna farmacja namieszała.
Nie mogłam też zrozumieć oburzenia na to, że ktoś zdecydował się spędzić pierwsze lata życia swojego dziecka w domu z tym właśnie dzieckiem. W końcu chyba po to mamy dzieci, aby spędzać z nimi czas. Skoro więc ktoś chce, ma do tego warunki i tego potrzebuje, to po co krytykować taką decyzję?
I tak tkwiłam przez dwa kolejne dni w początkach tego, co pózniej rozkwitło i siedziało z tylu mojej głowy. Z czasem zaczęło przybierać bardziej namacalne kształty – konkretnych rozmów z innymi matkami lub nie – matkami, konkretnych komentarzy czy prywatnych wiadomości.
Masy pytań zawierających w sobie od razu ogromne oburzenie, zdziwienie i krytykę. Zdań pełnych pretensji krytykujących moje pierwsze macierzyńskie wybory bez nawet wytłumaczenia dlaczego to, co zrobiłam lub zrobić planuję jest tak straszne.
Bo prawda jest taka, że w mniej więcej pierwszych 2-3 miesiącach życia Emilki, nie miałam pojęcia o całym morzu tematów, które zdawały się być dla innych matek oczywistością. Nie wiedziałam skąd bierze się ich wiedza, gdzie mam zdobyć wszystkie, te najbardziej pod słońcem oczywiste, informacje. Wpędzałam się w poczucie winy, że niedostatecznie dużo się dowiedziałam, przeczytałam i nauczyłam w czasie ciąży. Jasne, pamiętałam, że to był skomplikowany czas i „ukradziono” mi kilka z niego tygodni, ale fakty mówiły same za siebie – „wszyscy” coś wiedzą, a ja jestem w ciemnym pokoju bez drzwi i okien.
Mam przekonanie, że nie tak powinny wyglądać początki macierzyństwa. Że kobiety, które zostają po raz pierwszy matkami czekają na kilka dobrych słów, dawkę obiektywnej informacji lub dostępnych opcji do wyboru, opcjonalnie na ciepły posiłek ;), ale na pewno nie na taką falę krytyki. Nawet jeśli ukrytej pod wydawałoby się „tylko” pytaniami.
Wyszłam z tamtego ciemnego pokoju. Odnoszę wrażenie, że stało się to dość szybko. Niestety, w przypływie gorszych chwil, czasem do niego wracam, na szczęście już tylko na chwilę.
Mam jednak świadomość, że moja codzienna praca, doświadczenie i wiedza coacha dały mi prezent w postaci większej świadomości na temat mechanizmów, jakie zachodzą we mnie samej i jakie kierują innymi ludźmi. Czy każda kobieta pod takim naporem opinii, pytań, rad, zarzutów znajdzie własną drogę w macierzyństwie czy będzie marnowała czas na pogoń za bycie jakąś-konkretnie-określoną-społecznie-akceptowaną-mamą?
Żałuję tych straconych godzin na zamartwianiu się, czy jestem wystarczająco zaangażowana w karmienie, czy wystarczająco zadbana, czy wystarczająco optymistycznie nastawiona, czy wystarczająco dużo kupiłam córce zabawek i dlaczego jest ona tak „cienko”, „grubo”, „dziewczyńsko”, „chłopięco” ubrana. Macierzyństwo i bez tego jest wystarczająco wymagające i angażujące fizycznie i psychicznie.
Gdy zaczęłam skupiać się na tym, jaką ja chcę być mamą dla mojej córki i co ja chcę jej przekazać i jak sama chcę zapamiętać nasze pierwsze lata, zaczął się dla mnie nowy rozdział macierzyństwa. Myślę, że właśnie takimi kryteriami i takimi pytaniami powinnyśmy układać swoją drogę, jako matki.
Poruszając ten temat na moim InstaStories zaprosiłam Was do podzielenia się swoimi doświadczeniami. Wywiązało się z mojego zaproszenia sporo rozmów i kilka dłuższych wypowiedzi. Część z nich prezentuję Wam poniżej jako uzupełnienie mojego doświadczenia.
[fb_button]
Katarzyna Warzecha, Kasswarz.pl
Zostałaś mamą. Patrzysz na tego małego bobaska, który dla Ciebie jest piękny (choć niekoniecznie po porodzie urodziwie wygląda jeszcze) i już wiesz, że zrobisz wszystko by jego życie było najlepsze. Tylko okazuje się, że mimo iż wiesz i czujesz co dla niego jest dobre, to zaczynasz w siebie wątpić.
Dlaczego? Bo się zaczyna…wysłuchiwanie:
-Jak urodziłaś? Cesarka? To zaplanowaliście tak sobie? Aaa, że nagła, po 16h rodzenia, hm. no nie dałaś rady, rozumie…
-Jak karmisz? To czemu po prostu nie przystawiasz do piersi, za dużo masz chyba czasu na ten laktator!
– Ile mała waży? O, to nasza córka ważyła już wtedy o kilo więcej. Coś słabo Wam przybiera! Pewnie mleko masz słabe!
– Ile śpi? tylko trzydzieści minut, i że tylko na Tobie? to czemu nie odkładasz jej po prostu!
– No tak śpi z Wami, to niedobrze, będzie z Wami potem zawsze chciała spać, nigdy się nie oduczy!
– Szczepicie się? A nopa się nie boicie, ja bym drugi raz nie szczepiła!
– Na spacer to ty ją chyba za cienko/grubo ubierasz! Popatrz mój synek ma tylko/jeszcze kocyk!
– To jak Wam idzie rozszerzanie diety? No tak, nie je Ci kawałków bo od słoików zaczynałaś!
– No jak to jeszcze nie siedzi, nie chodzi, nie mówi…
To tylko kilka z tych zdań, które przez te 14 miesięcy mojego macierzyństwa usłyszałam. Od wielu ludzi, w szczególności od kobiet. Innych matek, babć, cioć, koleżanek, sąsiadek, a nawet i obcych ludzi w kolejce.
Wysłuchałam ich i wysłuchuję. Różnica między tymi wysłuchanymi do niedawna, a tymi które wysłuchuję jeszcze dziś i pewnie jeszcze nie raz wysłucham jest ogromna. Dziś już ich nie słyszę, tak wewnętrznie. Kilka miesięcy temu zagłuszały moje macierzyństwo, nie pozwalały na cieszenie się nim i na pozwolenie sobie w wiarę, że wiem co robię! A tej wiary wcale nie miałam od razu, budowała się we mnie każdego dnia od porodu, raz mocniej, raz słabiej, a nie raz przez właśnie wysłuchane „dobre rady” i opinie zupełnie się rujnowała. A ja miotałam się w tym wszystkim, gubiłam i bałam. Zamiast po prostu byc mama, chciałam być mamą najlepszą, czyli taka jak inne. Robić tak jak inni, bo przecież oni chyba wiedzą lepiej, bo przecież ich dziecko już przez to przeszło, ich dziecko tak miało. Popadłam w stan porównywania, podważania swojej intuicji, analizowania swoich decyzji w kontekście tego co usłyszałam. I zamiast po prostu cieszyć się macierzyństwem, zamiast czerpać radość z każdej chwili która już nie wróci, to ja pozwalalam tym wysłuchanym głosom narobić złych rzeczy w mojej głowie.
Kiedy więc to się zmieniło, kiedy przestałam słyszeć te zdania, mimo iż ciągle wypowiadane w moim kierunku są? Wydaje mi się, że stawało się to niezauważenie, powoli. Z dnia na dzień nabierałam pewności, że to co robię ma jakiś sens, że wszystko co się dzieje jest po coś. Macierzyństwo to przedziwny stan. Przed porodem wydaje Ci się, że wiesz coś o dziecku, o byciu matką, o tym jak Wasze życie będzie wyglądało z tą mała istotą na pokładzie. No bo przecież nie spadłaś z kosmosu i widziałaś z bliska lub daleka rodziny z dziećmi, prawda?
I potem rodzisz. I od tego momentu wydaje Ci się, że tak naprawdę Ty to niewiele wiesz, mniej niż więcej, bo gdy nawet już Ci się wydaje, że coś wiesz to i tak nic nie wiesz. I po stokroć zostanie Ci to przez innych powiedziane.
Jednak z biegiem czasu uświadamiasz sobie, że o dziwo wiesz niemal wszystko, a nawet jeśli czegoś nie wiesz to się dowiesz, poruszysz niebo i ziemię by stan niewiedzy zmienić w stan pełnej świadomości. Tak uświadamiasz sobie właśnie, że jesteś matką! Najlepszą, dla swojego dziecka! I wcale nie potrzebujesz zwracać uwagi na opinie innych ludzi, a już na pewno nie musisz się z nimi liczyć. To Ty wiesz co robisz, wiesz dlaczego to robisz, znasz cały kontekst sytuacji. I uwierz w siebie, Twoje decyzje są najlepsze, Twoja intuicja działa, jesteś mamą tego dziecka i właśnie dla niego musisz wierzyć w swoje racje. I nie możesz pozwolić ich tymi wszelkimi ocenami i „dobrymi radami” w sobie zagłuszyć!
Tak więc świeżo upieczona mamo nie pozwól ocenom innych ludzi stłamsić w sobie matkę, nie pozwól zagłuszyć swojego instynktu! uwierz w siebie, już od pierwszych dni! Wiesz co robisz, nawet gdy wydaje Ci się, że nie wiesz. Wiesz co robisz, bo jesteś mama, najlepszą dla swojego dziecka! A ono jest jedyne w swoim rodzaju, bo jest Twoje.
Synek ma 2 lata i po półrocznej walce, nerwach i płaczu zdecydowałam się zawiesić działalność. Wiele osób mi mówi, że to błąd, ale ja po kilku dniach widzę znaczną różnicę w naszej relacji i jest ona na plus. A ja na pewno się nie nudzę ;)
No i nie muszę tłumaczyć się klientom z opóźnień, których było coraz więcej. I inna sprawa jest taka, że teraz, podczas przerwy, będę mogła na spokojnie zająć się przygotowaniem firmy do powrotu i zrobieniem tego, na co mi brakowało czasu, gdy cały czas realizowałam projekty dla innych.
Najwięcej jednak komentarzy było na temat tego, że nie wytrzymam z dzieckiem. To tak jakby był moją karą :/ Były również złote rady, że MUSZĘ posłać dziecko do żłobka, mimo że ja tego nigdy nie chciałam. Nikt nie pomyślał też o tym, że na żłobek też bym musiała jakoś zarobić…
Powinnam zacząć od tego, że najlepszą matką byłam zanim nią zostałam. Wtedy wszystko było proste, sypałam mądrościami i radami na prawo i lewo, no bo co trudnego może być w wychowaniu dziecka. Ale punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Rok temu zostałam mamą wspaniałej dziewczynki. Po krótkim etapie baby blues chciałam wprowadzić swoje mądrości w życie.
Złote rady napływały z każdej strony, od bliskich, ale i od obcych osób na ulicy (swoją drogą nie rozumiem dlaczego obcy mi ludzie uznają, że wiedzą lepiej co mojemu dziecku akurat w danej chwili przeszkadza na spacerze…).
Na Instagramie czytałam o tym jak dzieci w podobnym wieku zasypiają same w łóżeczku, a ja w kółko wysłuchiwałam „nie noś bo przyzwyczaisz” lub „jak nauczysz kołysać to już tak będziesz zawsze” gdy próbowałam uśpić maluszka. Do tego zachłysnęłam się książka zaklinaczki dzieci i każde odstępstwo od jej planu irytowały mnie.
Jako świeżo upieczona mama trochę się gubiłam i już nie wiedziałam kogo słuchać, czy wierzyć w idealne obrazki instagramu? W pewnym momencie po prostu odpuściłam, bo przecież to ja wiem najlepiej czego potrzebuje moje dziecko, a nie książka lub ktoś kto widzi małą raz na jakiś czas.
Córka skończyła rok, zaczyna przygodę ze żłobkiem, ja powoli wracam do pracy. Czasu dla siebie mamy mniej dlatego staram się wykorzystać go na maxa. Jeśli ona potrzebuje zasnąć w moich ramionach jest to jeden z najlepszych momentów dnia. Nie ma nic piękniejszego niż mocne przytulnie własnego dziecka.
Czas ucieka tak szybko, że niedługo przytulenie mamy to będzie największy obciach. Dlatego niech mówią, że może to niewychowawcze, ale jeśli rodzice i dziecko chcą być blisko to żadna opinia/metoda nie powinna stanąć na przeszkodzie ku temu.
[fb_button]
Brzmią dla Ciebie te historie znajomo? Doświadczyłaś czegoś podobnego? Podziel się swoimi doświadczeniami!
A ja życzę sobie, Tobie i wszystkim obecnym oraz przyszłym mamom, by tego typu historie były jedynie wspomnieniem i z czasem stawały się miejskimi legendami.
Choć zdaję sobie sprawę, że obecnie, w dobie internetowej komunikacji, gdy wszystko wyrazić łatwiej, szybciej i pozornie bez konsekwencji, trend tak natychmiastowego oceniania i wygłaszania jedynie słusznych prawd dopiero się rozkręca…
Dziękuję, że poswieciłaś czas na przeczytanie tego wpisu.
Mam nadzieję, że przyniósł Ci potrzebną wiedzę, cenne wskazówki, chwilę refleksji lub relaksu.
Możesz teraz:
- Dodać komentarz Pozostawić komentarz ze swoją opinią, włączyć się w dyskusję. Czytam wszystkie komentarze i odpowiadam na większość z nich.
- Udostępnić ten wpis. Jeśli uważasz, że warto było go przeczytać to podziel się nim z innymi! Aby to zrobić wystarczy, że klikniesz: [fb_button]
- Śledzić mój FanPage aby otrzymać aktualne informacje na temat moich działań znajdziesz.
- Obserwować mnie na Instagram gdzie dzielę się obrazami mojej codzienności w postaci zdjęć i krótkich filmików.