Zgodnie z generalną zasadą nie lubimy przyznawać się do błędów.
Jest to sytuacja niekomfortowa, w której nie czujemy się dobrze, której unikamy i o której uważamy, że nie może przynieść nic dobrego.
Jakiś czas temu postawiłam przed sobą zadanie przekraczania swoich barier, wychodzenia ze strefy komfortu i robienia tego, co niekoniecznie wydaje mi się wygodnym i łatwym zadaniem. Dlatego też dzisiaj dzielę się z Wami popełnionymi przeze mnie błędami z prowadzenia własnej firmy.
W dużym stopniu robię to jednak dlatego, że jestem pewna, że te moje błędy mogą być wskazówkami dla Was!
Nie wiem więc, czy mogę zaliczyć to jako wychodzenie z własnej strefy komfortu, ale z pewnością mogę to zaliczyć jako dobry uczynek dla przyszłych i obecnych przedsiębiorców ;)
Otwarte 24h/dobę, 7 dni w tygodniu.
Znacie to zdanie, że osoby sukcesu przez część swojego życia żyją w sposób, którego nikt by nie chciał, aby przez resztę swego życia żyć tak, jak wszyscy by tego chcieli, ale nie mogą?
To kłamstwo. No dobrze, połowiczna prawda.
Wszystko zależy od tego, w jaki sposób je zinterpretujecie.
Niezależnie od tego, jak bardzo jesteście głodni sukcesu, poprawienia swojej sytuacji finansowej i zapewnienia bezpieczeństwa nie możecie poświęcić życia pracy.
Odpowiedni balans pomiędzy swoim życie prywatnym, osobistym i zawodowym jest kluczem do osiągnięcia faktycznej satysfakcji z życia.
Pracowałam wieczorami, w weekendy, w święta. Odbierałam każdy telefon, odpisywałam na każdego maila niezależnie od tego gdzie byłam, co robiłam i która była godzina.
Problemem nie były osoby, które ode mnie tego kontaktu oczekiwały. Problem stanowiłam ja, bo pokazałam, że nie ma dla mnie żadnych granic, których nie można przekroczyć.
Oczywiście, byłam przekonana, że robię dobrze, że to zaprocentuje, że ktoś to doceni, bla bla bla. Wytworzyłam w sobie postawę roszczeniową, w której oczekiwałam nagrody za działania, których nikt ode mnie nie oczekiwał!
Jeśli dajemy z siebie więcej, niż ktoś oczekuje to wcale nie znaczy, że otrzymamy w zamian więcej. To nasza decyzja, że stawiamy pracę i dostępność dla świata zawodowego ponad wszystko.
Może i nawet brzmi to dla Was banalnie, ale życia nie da się powtórzyć. Nie mamy nawet pojęcia, jak wiele jeszcze nam tego życia pozostało.
Gdybyście wiedzieli, że za lat 5, 4, 3 lub 2 przyjdzie Wam pożegnać się z tym światem czy wówczas również bylibyście za poświęceniem całej swojej doby na pracę?
Modne nie znaczy dobre.
A już z pewnością nie znaczy „dobre właśnie dla nas”.
Rozpoczynając dobrych kilka lat temu pracę, wówczas jeszcze w ramach freelancerskiej działalności, oparłam ją o tworzenie treści.
Lubiłam pisać, przekazywać swoje myśli, dzielić się opiniami. Tworzyłam więc, poza nieistniejącym już blogiem i tekstami dla serwisu Interia360, sporo mniejszych i większych tekstów reklamowych, broszur informacyjnych, turystycznych reklamowych.
Z jakiegoś powodu więc stwierdziłam, że idealnym rozwiązaniem będzie dla mnie prowadzenie komunikacji marketingowych innych firm.
Czyli de facto przekazywanie nie swoich myśli, bo przecież działając w imieniu konkretnego podmiotu musimy działać zgodnie z jego przekonaniami, linią komunikacji i nasze subiektywne opinie nie mają żadnego znaczenia.
Tak się złożyło, że w czasie mojego pojawienia się na rynku copywriterskim na sile przybierać zaczęły media społecznościowe. Doszłam do wniosku, że będzie to świetne dla mnie miejsce – nowa branża marketingu skupiona na wartościowych treściach i bezpośrednim kontakcie z klientem.
Nie zadałam sobie pytania jaka konkretnie będzie to treść i jak duży, faktyczny wpływ będę na nią mieć.
Nie zadałam sobie zresztą całej masy pytań. Na szczęście „dopadły” mnie one w kilka lat później.
Jeśli myślicie nad działaniem w konkretnym obszarze przeanalizujcie, czy decydujecie się na ten właśnie obszar, bo czujecie presję wykorzystania sprzyjających okoliczności czy faktycznie ten temat Was „kręci”.
To nie jest łatwe zagadnienie do przemyślenia. Gdyby mnie ktoś zapytał 3 czy 4 lata temu, czy social media mnie kręcą odpowiedziałabym z całym przekonaniem, że tak!
Bo i kręcą mnie nadal, ale w obszarze komunikowania moich własnych poglądów, przemyśleń i wartości, które chce przekazać. To jednak spora różnica.
Zosia Samosia.
Błąd, który odnoszę wrażenie, że jest obowiązkowy do „zaliczenia” przez wszystkich, którzy zaczynają pracę na własny rachunek.
Tym łatwiej jest wpaść w pułapkę „Zosi Samosi” jeśli ma się zapędy do perfekcjonizmu, a on wrednie podpowiada nam, że przekazując innym osobom zadanie, bądź jego część, do realizacji utracimy kontrolę nad jego dalszym powodzeniem.
Sama oczywiście, a jakżeby inaczej, wpadłam w tą pułapkę. Zbyt wiele rzeczy chciałam i robiłam sama.
Wpadłam w wir koncentrowania swojej uwagi na pracy, której nie powinnam była wykonywać, bo traciłam swój czas na szczegóły i zajęcia, które były w 100% nadające się do delegowania innym.
Straciłam trochę czasu, jeszcze więcej energii i wbrew pozorom nie zdobyłam tego osławionego „doświadczenia”.
Po prostu byłam wówczas naprawdę bardzo, bardzo zmęczona!
„Zosi Samosi” możemy uniknąć! Korzystając z gotowych narzędzi, zlecając część zadań pracownikom, podwładnym, podwykonawcom.
Musimy „tylko” pozbyć się konieczności posiadania całkowitej kontroli nad każdym z elementów zadań, które mamy do wykonania.
Nie jest to najłatwiejszym zadaniem, ale za to w zupełności wykonalnym!
Znacie któryś z popełnionych przeze mnie błędów z własnego życia zawodowego?
A może macie swoje lekcje, które przerobiliście? Podzielcie się doświadczeniami!