Słowem wstępu
Pierwszy sezon The Walking Dead i wstęp do drugiej serii, czyli 400 Days było kawałkiem niezłej rozrywki.
Gry od TellTaleGames mają formę multimedialnego serialu, w którym mamy wpływ na część dalszego przebiegu wydarzeń. Jest więc sporo filmowych wstawek, budowania napięcia i wprawiającej w nastrój ścieżki dźwiękowej.
Było dość strasznie, mrocznie, krwawo i mało przyjemnie. Dokładnie więc tak, jak powinno być. Koniec świata i dominacja nieumarłych nad ludźmi to w końcu nic miłego.
Jednak tego, co czeka na nas w drugiej części kompletnie się nie spodziewałam.
Apokalipsa o twarzy dziecka
Wcielamy się w postać Clementine. Dziewczynkę znamy z pierwszego sezonu gry. Druga cześć jest w miarę płynną kontynuacją wydarzeń.
Fakt wcielenia się w postać Clem sprawia, że cała sytuacja przybiera na powadze. Apokalipsa nie ma już twarzy dzielnych mężczyzn czy przejmujących inicjatywę kobiet. Ma twarz dziecka. Z niewinnymi oczami, przejmującym smutkiem na twarzy i pamięcią okrucieństwa, jakim przepełnione były ostatnie miesiące jej życia. To okrucieństwo jednak dotyczyło jej w pewnym sensie w pośredni sposób. Najniebezpieczniejsze sytuacje były jej udziałem bardziej jako ratowanej niż ratującej.
Obecność dziecka i de facto wcielanie się w to właśnie dziecko, które musi samotnie stawić czoła apokaliptycznemu światu pokazuje okrucieństwo tego nowego świata w pełnej krasie. Co innego walczenie z zombie gdy jesteśmy w grze dorosłymi, doświadczonymi w boju, ludźmi. Co innego gdy przychodzi nam walczyć z zombie w roli 120 centymetrowego dziecka.
Gdyby było nam mało emocji w grze pojawia się również pies. Zwierzęta, szczególnie domowe, mają tą cechę że bardzo źle patrzy się w filmach na ich opuszczenie, głód, krzywdę i cierpienie.
Część ludźmi twierdzi nawet, że krzywda zwierząt porusza ich bardziej niż krzywda ludzi. Nie wiem czy tymi przekonaniami kierowali się twórcy gry.
Pewnej jest jednak, że w drugiej części postawili na granie naszymi emocjami w możliwie najbardziej drastyczny sposób i dramatyczne zwroty akcji.
Zero taryfy ulgowej
Pierwszy odcinek drugiego sezonu zakończyłam z szeroko otwartymi oczami i mocnym w nich przerażeniem. Skończyły się przelewki.
Clementine jest przeciągana przez piekło i nie ma żadnej taryfy ulgowej.
Drugi sezon to akcja bez jakiejkolwiek trzymanki i z pewnością wywracająca nieco naszym światem. Właściwie to boję się tego, co czeka na mnie w kolejnych odcinkach.
Nie zmienia to jednak faktu, że na nie czekam. Co więcej, polecam Wam poczucie na własnej skórze tych emocji!
Zombiemania
Swoją drogą, czy zastanawialiście się na fenomenem motywu zombie, jaki pojawił się w ostatnich latach?
Świeżo skończyłam książkę World War Z, doprawiłam ją filmowym odpowiednikiem (nawet nie umywa się do książki!), czekam na kilka wolnych chwil by wreszcie siąść do Dead Island.
Nie zapominajmy oczywiście o wypatrywanych kolejnych odcinkach zarówno opisywanej gry, jak i serialu The Walking Dead produkowanego przez AMC!
W starszych pokoleniach nie ma takiego uwielbienia do tematyki zombie. Wręcz przeciwnie. Uważają, że są to obrzydliwe, paskudne filmy/seriale i gdy tylko trafiają na nie jak najszybciej zmieniają kanał z wielkim poczuciem niesmaku i oburzeniem.
Co więc z nami jest nie tak?! ;)