Pytanie o to, jak się nie poddawać jest jednym z najczęściej pojawiających się w wysyłanych do mnie wiadomościach i w prywatnych rozmowach.
I trudno się temu dziwić skoro to właśnie sumienność i determinacja mają największy wpływ na to, czy zrealizujemy nasze cele, plany marzenia. Pomysł można mieć nawet najcudowniejszy na świecie. Nic jednak po nim jeśli nie będziemy zabierać się dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc do miesiącu do najzwyczajniejszej w świecie pracy. Nad sobą, swoim pomysłem, swoim życiem.
To najczęściej padające pytanie zadałam trzem, wyjątkowym blogerkom. To Kobiety, które zachęcają do działania i pokazują jak wiele można osiągnąć ciężką pracą.
Kobiety, które osiągnęły na swojej blogowej drodze bardzo wiele. I choć mają za sobą sporo momentów zwątpienia i zastanawiania się, czy to aby na pewno „to”, zdecydowanie nie zdobyły swojej pozycji poddawaniem się na każdym możliwym kroku. A uwierz mi, w blogowaniu okazji do poddania się jest bardzo, bardzo wiele.
Zapraszam do lektury. Przygotuj sobie miejsce na notatki!
[fb_button]
Jak się nie poddawać? To bardzo dobry moment na takie pytanie! Pod koniec tych wakacji – gdy wiele spraw zupełnie niezwiązanych z moją pracą przejechało mnie jak walec – blogowanie, tworzenie treści, robienie zdjęć i planowanie działań na przyszłość było ostatnią rzeczą na którą miałam ochotę. Na blogu napisałam, że czuję się jak ameba i najchętniej leżałabym do góry brzuchem wcinając maliny i czytając książki – podzieliłam się z moimi Czytelniczkami prawdziwą, zupełnie nie lukrowaną rzeczywistością i…okazało się, że to było najlepszą decyzją, jaką mogłam wtedy podjąć!
Dziewczyny doceniły szczerość i utwierdziły mnie w tym, że chwile zwątpienia we własne działanie i taka “niemoc twórcza” zdarzają się każdemu, jak ktoś mówi, że jest inaczej to jest to ściema i już :) Nie można działać na 100% przez 24 godziny na dobę 365 dni w roku. Nie da się i już.
Gdy taki moment “wypalenia”, zderzenia się z rzeczywistością przychodzi w moim życiu i biznesie staram się nie cisnąć na siłę. Daleka jestem od poddawania się i rzucania wszystkiego w kąt, ale stawiam wtedy na odpoczynek. Odpoczywając robię jednak to, co mnie relaksuje. Wyciągam farby, oglądam kreatywne tutoriale, uczę się brush letteringu, oglądam youtube’a, czytam książki zupełnie niezwiązane z pracą, chodzę na rower i długie spacery. W międzyczasie obserwuję siebie i czekam na moment kiedy zacznę się trochę nudzić i … zatęsknię :)
Jak zatęsknię to już jest dobry znak :) To moment w którym ze świeżym spojrzeniem wracam do pracy i zanim zacznę cokolwiek tworzyć lub planować robię sobie mały rachunek sumienia. Przeglądam podsumowania ostatnich tygodni, zerkam które zadania odwlekałam i co takiego działo się w moim życiu, że wpadłam w chwilowy dołek. Po takim podsumowaniu łatwiej jest mi zabrać się za planowanie, w którym staram się nie popełniać drugi raz tych samych błędów – robię listę zaległych zadań, decyduję co jest ważne, z czym muszę się uporać na początku i idę do przodu.
Przez niemal dwa lata pracy z domu i prowadzenia bloga nauczyłam się, że słabe momenty są wpisane w rzeczywistość, ale to nie znaczy, że gdy coś nie wychodzi od razu mamy się poddawać. Tak samo jak planujemy akcje sprzedażowe, promocje czy kampanie na blogu fajnie jest zaplanować sobie czas na te gorsze momenty i się na nie przygotować. Taki czas też można dobrze wykorzystać, chociażby skupiając się na sobie, na swoim rozwoju lub odpoczynku, aby z większą energią wrócić do gry po przerwie.
Często odnosimy mylne wrażenie o influencerach. Wydaje nam się, że są to osoby bez skazy, uśmiechnięte, spełnione i wykonujące najlepszą pracę w bajkowych okolicznościach. Jako blogerka bardzo selektywnie podchodzę do prezentowanych treści – rzadko dzielę się tym, co mi nie wyjdzie, raczej nie narzekam na pogodę i ceny owoców. Wybieram szerzenie pozytywnych treści i aspektów mojego życia. Wiem, że takich osób jest więcej. Nie oznacza to jednak, że się nie potykamy, nie upadamy i nie zdzieramy kolan. Po prostu niezbyt chętnie dzielimy się zdjęciami ran.
Też miewam słabsze okresy, wątpię w siebie i sens swojego bloga. Bywają dni, tygodnie czasem, kiedy mam ochotę rzucić wszystko to, co realizuję od 3,5 roku i założyć rozrywkowy kanał na YouTube.
To, co robię, robię na tyle długo, że już rozumiem, jakie treści „się żrą”. Ja nie należę do tzw. mainstreamu. Czasem spędzę nad tekstem cały dzień, a post ten ma 3 lajki na krzyż i pół komentarza, to ręce opadają i wiara w siebie też. Mogłabym w 15 minut zaprojektować śmieszną grafikę w Photoshopie i efekt byłby znacznie znacznie lepszy. Ale nie jest to droga, którą chcę iść. Nie wartościuję; po prostu to nie moja ścieżka. Wybieram inną.
Czasem odkopuję taki specjalny folder „na poprawę humoru” i czytam zapisane tam maile i komentarze. Wiem, że wiele z moich czytelniczek, dzięki mojej działalności w sieci, założyły swoje biznesy fotograficzne, zaczęły na zdjęciach zarabiać, czy też odważyły się za ten aparat zwyczajnie złapać. Skuteczna pomoc ludziom jest bardzo dobrym poprawiaczem nastroju.
Warto także mieć na uwadze, że blogowanie to bardzo bardzo kreatywne zajęcie. Poświęcam masę czasu i energii, by JestRudo.pl było tym miejscem, w takiej formie, o takiej częstotliwości. Jeśli w życiu prywatnym dużo się dzieje, ciężko utrzymać wszystkie sroki za ogon.
Rodzi się frustracja, duże zmęczenie, przemęczenie właściwie. W takich chwilach mam świadomość, że ktoś na ten wpis czeka.
Mam świadomość, że przyzwyczaiłam czytelników do regularności.
Mam świadomość, że te liczby, to ludzie.
Nigdy o tym nie zapominam.
Dlatego tak trudno mi nawalić. Staję na rzęsach, by wpis opublikować. W efekcie jestem jeszcze bardziej zmęczona, rozdrażniona, nie bardzo cieszą mnie komentarze, bo czytam je w locie, w pędzie. Totalne zaprzeczenie tego, co chciałam osiągnąć.
Regularność jest bardzo kluczową kwestią w blogowaniu, warto jednak mieć na uwadze swoje zdrowie i fakt, że po drugiej stronie jesteś tylko Ty. Odpocznij. Daj sobie czas, gdy czujesz spadek energii. Uprzedź czytelników. Na FB wrzuć kilka starszych notek.
Świat się nie zawali. Blog też nie.
Monika Ciesielska, DrLifestyle.pl
Na www.drlifestyle.pl bloguję od 4 lat. W tym czasie zmieniłam postrzeganie tego zajęcia. Dawniej ograniczało się ono do dodawania artykułów i linkowania do nich w mediach społecznościowych. Dziś, każde z mediów (Instagram, Fanpage, Grupę na Facebooku, Newsletter, sporadycznie kanał na YT) traktuje jako związane ze sobą, ale jednak niezależne przestrzenie. Takie podejście dołożyło sporo pracy, ale zwiększyło efektywność moich działań i umożliwiło rozwój biznesu online opartego na sprzedaży kursów, a w przyszłości również innych e-produktów umożliwiających efektywne odchudzanie.
Trzeci rok blogowania był dla mnie najtrudniejszy – chwile zwątpienia dominowały pozytywne emocje związane z prowadzeniem bloga. Najczęściej pojawiały się wtedy, gdy próbowałam spełniać oczekiwania wszystkich Czytelników. To droga donikąd. Nie dość, że innych jest dużo i każdy z nich mówi co innego, to próba zaspokojenia oczekiwań absolutnie każdego sprawiała, że tworzyłam materiały dla absolutnie nikogo.
Za każdym razem, kiedy nachodzą mnie chwile zwątpienia przypominam sobie tamten okres i główny płynący z niego wniosek: im mniej rzeczy w życiu robię na siłę, tym więcej siły mam na robienie wartościowych rzeczy.
Istotną umiejętnością, szczególnie ważną dla osób pracujących w domu, jest rozróżnienie chwilowego braku weny i zwątpienia od przemęczenia. Od kilku miesięcy praktykuję złotą zasadę: zapobiegać jest łatwiej niż leczyć. Najpierw tworzę listę zadań, a później wykreślam z niej 1/3 punktów, wybieram tylko te zlecenia, które naprawdę chcę realizować, odpuszczam współprace wymagające dużego nakładu czasu, a dające mało satysfakcji lub zarobku.
Niestety, to tylko teoria. W ten sposób na pewno redukuję ilość trudniejszych okresów, ale nie jestem w stanie sprawić, że nie będą się pojawiać. Już samo zaakceptowanie tego faktu bardzo mi pomaga. Zamiast oskarżać się o bycie leniem patentowanym, wolę posłuchać sygnałów organizmu i zrobić całodobowe ładowanie. W tej roli najlepiej sprawdza się spędzenie czasu na świeżym powietrzu, intensywna aktywność fizyczna (najlepszy odpoczynek dla mojej głowy gwarantuje zmęczenie ciała), oddanie się domowym obowiązkom nie wymagającym myślenia i czytanie absolutnie nie rozwojowych książek.
Gdy stan zniechęcenia niebezpiecznie się wydłuża, jeszcze raz przeglądam listę zadań i celów długofalowych, i zastanawiam się „co ja na to?”. Pozwalam sobie na zmianę planów, jeśli w trakcie okazuje się, że źle oszacowałam swoje siły i możliwości. Nie postrzegam tego w kategorii porażki, a raczej cennej lekcji na przyszłość. Nadal szukam złotego środka pomiędzy wypoczynkiem i pracą.
Jeszcze nie wiem gdzie leży mój work-life balance, ale dopóki jestem szczęśliwa i czuję satysfakcję z wykonywanych zadań, nie mam w sobie presji, by go odnaleźć.
[fb_button]
Jak często Was dopadają momenty zwątpienia i jak wówczas sobie z nimi radzicie?
Jestem pewna, że historie opowiedziane przez Dziewczyny będą dla Was pomocne w słabszych chwilach! I że dzięki nim pytanie „Jak się nie poddawać?” nie będzie tak często się pojawiać podkopując większość Waszych planów!
Które ze słów z dzisiejszego wpisu zachowacie sobie na później? :)
Dziękuję, że poswieciłaś czas na przeczytanie tego wpisu.
Mam nadzieję, że przyniósł Ci potrzebną wiedzę, cenne wskazówki, chwilę refleksji lub relaksu.
Możesz teraz:
- Dodać komentarz Pozostawić komentarz ze swoją opinią, włączyć się w dyskusję. Czytam wszystkie komentarze i odpowiadam na większość z nich.
- Udostępnić ten wpis. Jeśli uważasz, że warto było go przeczytać to podziel się nim z innymi! Aby to zrobić wystarczy, że klikniesz: [fb_button]
- Śledzić mój FanPage aby otrzymać aktualne informacje na temat moich działań znajdziesz.
- Obserwować mnie na Instagram gdzie dzielę się obrazami mojej codzienności w postaci zdjęć i krótkich filmików.