Wszystko zaczęło się gdy miałam kilkanaście lat. Pojawiły się w naszych miastach pierwsze wielkometrażowe centra handlowe, a wraz nimi nieskończone ilości sklepów. Pełen dobrobyt, można wybierać i przebierać jakby czas miał się nigdy nie skończyć, a pieniądze miały cudowną moc odnawiania się przy każdym otwarciu portfela.
Niewyczerpujące się źródło ekscytacji, a dla mnie nie do opisania poziom frustracji, który pojawiał się we mnie niezależnie od tego, jak dobrze do zakupów się nastawiłam.
Nie żebym wcześniej pałała niepohamowaną żądzą odwiedzania lokalnych sklepików, bazarków i tym podobnych przejawów rodzimej przedsiębiorczości. To zawsze był dla mnie dyskomfort, ale jednak centra handlowe pobiły na głowę wszelkie wcześniejsze doświadczenia.
Męczyłam więc towarzyszkę mojej niedoli, moją mamę, która z zakupami stacjonarnymi problemu nie ma żadnego, ciągłym utyskiwaniem na swój los, narzekaniami w przymierzalniach i wypytywaniem kiedy wracamy do domu, no ewentualnie zajrzymy do księgarni. Trochę czasu minęło zanim zaczęłam traktować, czasem nieuniknione, stacjonarne zakupy jako zadanie bojowe i przy okazji nie zatruwać swoją niechęcią życia innych.
[fb_button]
Faktem jest jednak, że zakupy stacjonarne do dzisiaj nie są moją mocną stroną. Gdy wybieramy się na zakupy spożywcze, traktuję to wyjście jako zadanie z pola bitwy.
Jestem uzbrojona w listę zakupów, zmierzam najchętniej do znanych przeze mnie sklepów, w których nie będę musiała poszukiwać przez 15 minut zaginionego diamentu w postaci półki z suszonymi pomidorami i gdy tylko zakupy robimy wspólnie z mężem to co jakiś czas rozdzielamy się i umawiamy w punktach kontrolnych, byle tylko szybciej znaleźć się już po drugiej stronie sklepowych bramek.
No nie są zakupy stacjonarne moją ulubioną rozrywką. Przez długi czas myślałam, że jestem w tych odczuciach jedyną kobietą na świecie.
Że to tylko ja czuję się umęczona niekończącymi się regałami, na których jakoś nigdy nie może zadziałać CTRL+F by sprawniej wyszukać ten jeden, ulubiony szampon.
Że tylko ja nie znoszę tej relaksującej/zabawnej/wprawiającej w świąteczny nastrój muzyki płynącej z głośników.
Że tylko ja od nie pamiętam ilu już lat nie kupiłam sobie nic do ubrania w sklepie stacjonarnym.
CZAS
Zdecydowanie wolę czas na zakupy poświęcić na znacznie przyjemniejsze aktywności. Właśnie!
Co mi, na 10 osobową kolejkę, przeszkadza tak właściwie w stacjonarnych zakupach? Dlaczego gdy tylko mam do tego sposobność wybiorę zawsze, bezsprzecznie zawsze, możliwość kupienia czegoś online zamiast wybrania się do sklepu, obejrzenia, dotknięcia, przymierzenia?!
Bardzo cenię swój czas. Jest to dla mnie największa wartość, jakiej chronię i o rozdawaniu której myślę z wielką troską. Bo ten czas to chwile, które mogę spędzić z córką, z mężem, z książką lub z klawiaturą, która od dawna domaga się mojego towarzystwa. Czas jest najcenniejszym co mam, bo mogę wymieniać go na dowolne życiowe przyjemności, inwestować w relację z rodziną, inwestować w swój rozwój zawodowy.
Pewnie części z Was zdarzyło się przesiedzieć na stronach internetowych sklepów z połowę długości jednego sezonu netflixowego “The Crown”. I teraz sobie myślicie, że co to za oszczędność czasu, skoro zakupy online tak bardzo wciągają.
Jasne. Zdarza się, że wciągają. Zdarza się, że można przepaść na zbyt długo. To już jednak są Wasze decyzje, Wasze wybory, kiedy decydujecie się robić zakupy.
Możecie je równie dobrze robić w taki sposób, w jaki ja bardzo często je robię. Wykorzystuję do tego jazdę samochodem, jako pasażer oczywiście, czekanie na przyjęcie na badania lub do lekarza bądź te kilkanaście do kilkudziesięciu minut podczas których mąż szykuje córkę do snu.
PIENIĄDZE
Łatwiej panować mi też nad wydawaną gotówką. W koszyku sklepowym lądują jeden po drugim przeróżne produkty i dopiero przy kasie jesteśmy miło lub niemiło zaskakiwani kwotą, z jaką musimy się pożegnać.
Online jest zupełnie inaczej. Widzę zmieniającą się do zapłacenia kwotę, mogę przejrzeć bez spiny całość koszyka, zastanowić się, czy aby na pewno Emisia potrzebuje 10-tą bluzeczkę i porównać, która z wyciskarek najlepiej się u nas sprawdzi.
Korzystam też z porównywarek cenowych oraz miejsc, w których wiem, że znajdę dobrej jakości produkty w cenach, do jakich nie schodzi konkurencji. Takim miejscem jest np. Limango, które partneruje dzisiejszej publikacji.
To może wydawać się błahą sprawą, ale spojrzenie, przed kliknięciem opcji Kupuję lub Płacę, całościowo na zawartość swojego internetowego koszyka i kwotę w nim widniejącą, pozwala na zdecydowanie bardziej świadome zakupy. A dążę do tego, by kupować rzeczy dobrej jakości i takie, z których faktycznie będziemy czerpać przyjemność. Kupując online łatwiej mi sprawować nad tym kontrolę.
LUZ BLUES
Kupowanie online to dla mnie luz, zakupy bez presji, bez pośpiechu, bez tego głosu w głowie mówiącego, że właśnie marnuję czas.
Bo kupując online wystarczy mi nawet i kwadrans by przejrzeć ofertę, wybrać produkty i złożyć zamówienie. W kwadrans można do sklepu stacjonarnego co najwyżej dojechać ;)
Nie mam też problemu z odłożeniem decyzji o zakupie danego produktu na później, co w sklepie stacjonarnym zdarza się niezwykle rzadko, no bo w końcu już tu przyjechałam, obejrzałam, podoba mi się. I tak straciłam czas więc niech coś z tej straty wyniknie.
Kupując przez Internet zostawiam sobie otwarte karty z rzeczami, które mnie interesują na drugi dzień, daję im przenocować w koszyku jeśli nie każdej decyzji jestem pewna. To o wiele bardziej świadome zakupy, w którym mogę do woli analizować skład ubrania, jakość produkty i jeszcze porównać warunki jego sprzedaży w różnych sklepach.
Bardzo sobie ten brak presji cenię!
Podobnie jak cenię sobie możliwość planowania zakupów, sprawdzania promocji czy też czekania na konkretny produkt czy też ofertę danej marki.
PEREŁKI
Niech Was jednak nie zwiedzie moja niechęć do zakupów stacjonarnych! Też lubię sobie pogrzebać, wyszukać perełki, znaleźć coś wyjątkowego dla siebie, swojej córeczki czy też do wystroju naszego domu.
Kubek Moon Love Zestaw Unicorns Kubek Good morning Blender (mój absolutny hit, mamy od kilku lat!) Forma w ksztacie serca
Też lubię to przyjemne uczucie gdy znajdę super produkt i na dodatek jeszcze w dobrej cenie. Takie emocje zapewniają mi wizyty w Limango.pl – jest to klub zakupowy, w którym możecie znaleźć produkty świetnych marek w ramach tak zwanych kampanii.
W ich ofercie można znaleźć bardzo lubianą przez mamy ceniące sobie drewniane i rozwojowe zabawki, markę Goki (właśnie teraz trwa ich kampania – warto zobaczyć i wybrać coś nawet na prezent z ich oferty).
Drewniana kuchenka Domek dla lalek Meble do domu dla lalek Kolorowy kulodrom
Gra memo, nauka kolorów
Oczywiście, każda z takich kampanii to niższe od standardowych ceny oferowanych produktów.
Wybrałam już z ich oferty poduchy do salonu, bieliznę dla siebie, ubranka dla Emilki, jej ukochany zestaw instrumentów muzycznych, poduchy w kształcie pieska i chmurki i…długo by jeszcze wymieniać ;)
Co jakiś czas planuję też swoje zakupy przeglądając to, jakie nadchodzące kampanie planuje ten klub. Baardzo ciekawie zapowiadają się nadchodzące oferty Kate Spade, W.Kruk czy uroczej marki dla dzieci Effiki.
Kampanie części marek co jakiś czas powracają na stronę. Ciekawym przykładem jest marka Kinderkraft, której produkty też znajdują u nas w domu swoje miejsce, w ramach której mam cynk, że wiele mam poluję na mini kuchnie dla swoich pociech!
Limango.pl obchodzi właśnie swoje 7 urodziny! Z tej okazji marka przygotowała dla Was konkurs z 77 nagrodami.
Znajdziecie wśród nich same perełki, w tym też i piękne chusty dla dzieci i zestawy kosmetyczne dla siebie samych.
Szczegóły na temat konkursu znajdziecie TUTAJ
I powiedzcie, jak to jest – czy jestem jedyną na świecie kobietą, która czuje jakby stacjonarne zakupy skradały jej życiowy pasek energii? ;)
A może czujecie się na zakupach jak ryba w wodzie?